czwartek, 14 sierpnia 2014

Septimo

Nie wiem już, kim jestem. Jedyne, co widzę, to te przeklęte drzewa. Wszędzie panuje mrok, a słońca tutaj nie ma. Moje oczy jednak widzą wszystko, a przynajmniej wystarczająco dużo po to, żeby nie wpaść w wilcze doły. Nie wiem, kto wymyślił to miejsce, lecz musiał być kimś psychicznie chorym. I jednocześnie bardzo kreatywnym, tworząc to własne piekiełko.
Nazywam się Kypselos. A przynajmniej takie coś mi wpojono, zaraz po tym, jak tu trafiłem. Minęło trochę czasu, widziałem istoty, które przypominały ludzi. Lecz ci jedli innych im podobnych. Tęsknię. Ciągle mnie boli serce. Chyba jako jeden z nielicznych tutaj mam na tyle dużo świadomości, żeby nie zdziczeć. Przynajmniej nie do końca.
Wczoraj znalazłem ten zeszyt, przy kościach. Widać, że poprzedni właściciel zginął dawno. Tyle że teraz pewnie jego dusza gdzieś się błąka, szaleje, bo wcześniej ten pamietnik był jego jedyną ostoją w tym zapomnianym przez Boga miejscu. Requiescat in pace, amico. Lecz teraz należysz do mnie. Może on wyjaśni mi pewne rzeczy, a nie zdążyłem jeszcze przeczytać notek Jasona do końca. Tak przynajmniej jest tu gdzieś napisane. Hm. Może i ja powinienem gdzieś się wpisać.

JASON 
KYPSELOS

poniedziałek, 11 lutego 2013

Sextus

 Kilka dni szukałem czegoś do pisania, ponieważ tym co miałem, czyli ołówkiem, musiałem się bronić, przez co ten skończył jak skończył, czyli jako chwalebna broń ku uciesze widowni. A wiecie co się stało? Zostałem zaatakowany na klifie przez jakiegoś bandziora z tasakiem. Straciłem wtedy ołówek, ale w końcu mam broń. No i teraz drugie pisadło, które znalazłem. To było nieprawdopodobne szczęście, że znalazłem takie coś, ale to oznacza że ktoś ma niesamowitego pecha. Ja tam nie narzekam.
 Doszedłem do wniosku, że chyba musiałem umrzeć z ołówkiem w ręce, ponieważ go miałem, gdy tylko tutaj przybyłem. Chociaż to by mogło się nie trzymać kupy, bo skąd ten tasak miał tamten człowiek? Chyba że był kucharzem czy rzeźnikiem i zginął niefortunnie podczas pracy. Trafiła maczeta na kamień, cha cha cha.
No ale co się działo, gdy brałem udział w bezpiśmiennej banicji oprócz opowieści o zdobyciu tasaka? Na przykład choroba, jakaś paskudna, która mnie spotkała. Wiecie, temperatura, mroczki przed oczami, dreszcze, takie tam paskudztwo. Tyle dobrego że minęło po zaledwie, uwaga uwaga - tygodniu. Ach, jeszcze coś, rzecz, która mnie zaskoczyła. Mianowicie spotkałem ogień. Tak. Widziałem tutaj ogień w nocy, a jedyną różnicą od tego ognia na Ziemi jest to, że blask był biały. Taki jaśniejący punkt w odcieniach tutejszej rzeczywistości.
 Po raz pierwszy zabiłem człowieka, cholera. Co prawda spodziewałem się że do tego w przyszłości dojdzie, ale nie spodziewałbym się, że już będę mieć swój pierwszy raz za sobą. Cholerne komary. Wgryzają się w skórę jak jakieś niezaspokojone pijawki. No przecież wszyscy tutaj tylko na drugiego człowieka i nie człowieka czyhają, czyż nie? Cha! I jeszcze rzecz na koniec - liczyłem dni, ile już tu jestem, i wiecie co? Właśnie minął miesiąc od pierwszego wpisu do mojego notatnika. Nieprawdopodobne, jeszcze tylko cała wieczność do przeżycia i będzie w końcu spokój. Oby. Na pewno.

niedziela, 3 lutego 2013

Quintus

Każdy dzień tutaj jest jałowy, a każdy krok jest przepełniony ziejącą z beznadziejności tej sytuacji pustką. Co ja tu w ogóle robię, dlaczego się znajduję w Piekle? Nazywajmy rzeczy po imieniu. Tutaj teoretycznie cierpienie jest najlżejsze, gdyż nie doświadczam cały czas cierpienia. W niższych kręgach przecież heretycy płoną w grobowcach, żarłoczni jedzą swe fekalia, a pożądliwi chodzą po nieskończonych pustyniach. Jednakże Dante Alighieri nie przewidział, że popełnił największy nietakt, pisząc że tutaj występuje tęsknota za Bogiem. Jest przecież też ciągłe, napiszę to jeszcze raz - CIĄGŁE poczucie zagrożenia. CIĄGLE może nas coś zabić, upolować, ogłuszyć, czy po prostu połamać i zostawić na pastwę losu. Zresztą, jest coś jeszcze, co mnie zdołowało.
Widziałem swoje odbicie w wodzie. Jakimś cudem trafiłem na czyste jezioro. Pominę, co było na jego dnie, nie chcielibyście nigdy tego widzieć. Ale. Widziałem siebie. Widziałem swoją twarz. Której nie było. Jedynie gdy wyszczerzyłem zęby, to były widoczne jakieś szczegóły. Wyglądałem jak wielka czarna plama w kształcie człowieka, która w miejscu oczu ma świecące bielą punkty. I można było zauważyć także usta. Dość napisać, że nienaturalnie szerokie. Zazwyczaj tak widziałem wszystkich dookoła, jednakże nie przewidziałem, że sam taki mogę być. Tak na dobrą sprawę dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że niczym się nie różnię. Że jestem tacy jak wszyscy, tyle że powstrzymuję się przed polowaniem na ofiary. Cha cha cha. Specjalnie wybrać los zwierzyny, by zachować resztki człowieczeństwa. Po co? PO CO?

By chociaż spróbować wygrać z rogatym na jego własnym podwórku.

wtorek, 29 stycznia 2013

Quartus

 Ach, zapomniałbym. Opisałem dzikie zwierzęta, tak pokrótce, to może teraz napiszę o ludziach, co spotkałem, jak myślicie? Na pewno dobrze macie pod kopułami ci, co to czytacie. Inni mogą już zapomnieć jak się czyta, ale za to mogli opanować 4 tajne sztuczki, jak oskalpować ofiarę okrzesanym kamieniem. W każdym razie ja widziałem już takie przypadki, z czego ostatni z pół godziny temu Tyle dobrego, że się skryłem. Ale czuję w sobie, czuję, że chciałbym, żeby mi ta posoka siknęła na dłonie. Czuję, że mój mózg się powoli przestawia na fale Limbo - że chce zabijać. Epistokles wspominał, że jego też brało. szkoda tylko, że go wzięła zamiast żądzy zabijania cholera. Zginął, znaczy się, cha cha.
 Tutaj, żeby być wyjątkowym to trzeba mieć spryt, siłę albo szybkie nogi. Innego wyjścia nie ma. A ja zamierzam połączyć pierwsze z trzecim, gdyż siła mnie zdegraduje do "dzikich". Swoją drogą - wiecie jacy oni mają przerażający wzrok? Same białka oczy, nic więcej, żadnych szczegółów. I do tego się świecą, niczym perły, tyle że jak Ci coś takiego rozbłyśnie w całkowitych ciemnościach, to jesteś już zgubiony. Wszak nikt nie lubi niespodziewanych gości w jego jaskini, no nie? Ehem, w każdym razie chcę powiedzieć tyle, że liczę na to, że uda przeżyć mi się chociażby tydzień. To jest cel numer jeden. 
 Celem numer dwa byłoby znaleźć jakiś ślad "cywilizacji". Może jakiś notatnik osoby, która tak samo jak ja, zapisywała swoje przemyślenia? Albo nawet taką osobę, z którą mógłbym porozmawiać za pomocą siły argumentów, a nie argumentu siły. Cóż, marzyć zawsze można. 
 Celem numer trzy, nieosiągalnym byłoby znaleźć kogoś, kogo bym znał za życia. Ale pewnie oni trafili do niebios i się zabawiają swoimi dziewicami. Albo są w jeszcze gorszej sytuacji i są na kolejnych kręgach tego pierdolca. Sam nie wiem. Ale zdążyłem zauważyć jedno.


Człowiek w Limbo młodnieje. Ale nie wiem czy to dobrze.

sobota, 26 stycznia 2013

Tertius

 To był pająk. To był tylko mały, cholera, pająk. Jednakże tutaj "mały" oznacza "wielkości pięści". Zaczaił się i zaczął w krzakach szeleścić i chrobotać. No jak ta można, co? Urwałem mu nogi i wyrzuciłem, a następnie zgniotłem dłonią. Lepki jest, wiecie? Obrzydliwy. Jakim cudem takie paskudztwa chodzą po ziemi mi powiedzcie. Och, prawie bym zapomniał - jestem w piekle! A to pech. 
 No więc tak, jak obiecałem, tak też zrobię. opiszę, jakie zwierzęta lubią tutaj żerować na ludzi. Przede wszystkim pająki, one są tutaj prawdziwą plagą. Te mniejsze to można zgnieść, ale te o rozmiarach samochodu to już inna bajka. Módlcie się, byście nigdy takiego nie spotkali. a nie, zaraz... tu nie ma się co modlić! Cha cha cha! Pieprz się, Limbo.
 Ale nie tylko pająki tutaj żyją. Na dobrą sprawę tutaj jest wszystko to, co znacie z życia doczesnego. Koty, psy, wilki, niedźwiedzie, dzikie węże, takie tam. Można naprawdę się przyzwyczaić do tego, że ciągle coś czyha na nasze nieżycie. Życie po życiu. Jak zwał tak zwał, ważne że nadal trwam. Ale na czym to skończyłem? A, tak, racja. Zwierzaki. Jedną z różnic jest to, że większość próbuje nas zabić. Kolejną są ich rozmiary. Mogą być i małe, oraz "przerośnięte". Wielkości takiego samochodu. Dostawczego. 
No cóż, ale skoro się tutaj skryłem w tych krzakach, to trzeba będzie ruszyć dalej w drogę, żeby dojść... gdzieś. Gdziekolwiek. Żeby wyjść z tego lasu, do którego wszedłem tutaj w bodajże trzecim dniu mojej wędrówki pośmiertnej. Może znów trafię na jakąś dobrą duszę, która mnie poinstruuje. A może nie, może zginę pod pazurem. Albo z rąk "dzikich". Oby nie. 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Secundo

A więc tak - skoro już ktoś znalazł ten notatnik, to może jakoś się przedstawię, co? Cha cha cha. No cóż, mam ma imię Jason, na nazwisko Osheara, a to, co najważniejsza i przyczyna tego, że tu jestem to fakt, że za życia byłem muzułmaninem. Tak, moi rodzice wyrzekli się Boga i przyjęli Allaha, a co ja jako mały dzieciaczek mogłem zrobić. Biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że mnie nie było na świecie, gdy ta decyzja zapadła? Surowy żart, naprawdę. Ale sądziłem, że Allah, jakikolwiek by nie był to naprawdę istniał. Że czuwa nad nami, przestrzegałem większości zasad tej religii, nie zabijałem, jak ci, którzy ginęli, co jak co, ale to już przesada. Skoro świat miał być szczęśliwszy, to po co zabijać, po co zamachy, po co było WTC? Czy Bóg jest mściwy? Według mnie, jakikolwiek by nie był, to ma jakieś skłonności do tortur, szczególnie, gdy ma spore pole do popisu. Ale dobra, mam kontynuować historię o sobie, czyż nie? No to tak, znalazłem jakieś zacisze w krzakach, światło mi pada idealnie na kartki, więc mniej więcej widzę co piszę. Za wszelakie błędy mam nadzieję, że się nie obrazicie, a jak tak to trudno. Cóż, nie moja wina. No, może trochę, ale to bez znaczenia. Ale zostawmy ten temat. Pomyślmy o tym, co się stało. A no tak, urodziłem się w roku 1992, umarłem w 2086. Widziałem WTC, Smoleńsk, Czarnego Papieża, NWTC, koniec wojny Izraelsko-Palestyńskiej, początek wojny Polsko-Tureckiej, oraz jej koniec. Widziałem wiele rzeczy, ale tego, że ujrzę Piekło Dantego na własne oczy nigdy bym się nie spodziewał nawet w najgorszych snach. No bo gdzie indziej niż tutaj każdy poluje na każdego, a wszelkie przejawy człowieczeństwa zostają dosłownie pożarte? Byłem tutaj jakieś dwa tygodnie i dotychczas spotkałem tutaj jedynie jedną osobę, która nazywała się Epistoklesem. Wprowadził mnie teoretycznie w ten świat, zwany Limbo, Limbusem, Przedsionkiem Piekielnym i tym podobne nazwy. Lecz mi na myśl przychodzi inna - "Piekielny Plac Zabaw". Tak, właśnie to według mnie pasuje. Słyszałem kiedyś, że do Limbo trafiają nieochrzczone dzieci, nieochrzczeni ludzie, którzy byli dobrzy za życia, tylko nie przyjęli sakramentu chrztu. Oraz trafiają tutaj ci, którzy za życia nie byli ani dobrzy, ani źli. Ponoć Bóg w oryginalnym hebrajskim tłumaczeniu swoich świętych ksiąg "rzyga nimi". No cóż, teraz wszyscy pływamy w wymiocinach.
Ale znów mi się urwał wątek. Spotkałem Epistoklesa, byłem świadkiem jego śmierci. Koniec kropka. Mam nadzieję, że sam się nie stanę jej ofiarą. Z tego co mi powiedział, to śmierć tutaj ma nieco inne znaczenie niż na Ziemi, ponieważ życie tu już jest nieskończone. Ale umrzeć można, więc jak możemy wyjaśnić to zjawisko? Dowiedziałem się, że tutaj śmierć jest równa podróży w niebyt - czekamy tam okres trwający wieczność, po czym wracamy do życia, gdzieś w innej części tego świata. Jest to dosyć subiektywne wrażenie - w czasie trwania "wieczności" trwa ona, no cóż, wieki, zaś gdy się wybudzamy, to mamy wrażenie, że to była tylko chwila moment. Coś jak sen, tyle że bardziej bolesna. W każdym razie cóż, chociaż nie, nie skończę myśli, ponieważ słyszę szelesty w krzakach. Niby nic wielkiego tutaj, wszak zwierzęta też tu żyją, upiorne na swój sposób, to fakt, ale są. I na dobrą sprawę niektóre też są zagrożeniem dla człowieka. Szczególnie te większe, ale nie tylko.
P.S.:Jutro wyjaśnię, czemu się to według mnie zwie "Piekielnym Placem Zabaw". Jak przeżyję. Cha Cha Cha.

niedziela, 20 stycznia 2013

Primum

Więc mam rozumieć, że jestem tu za karę, tak? W tym przerażającym świecie, gdzie dobro zlewa się ze złem i dominują odcienie szarości. Jakże inaczej mam rozumieć rzeczy, które się tu dzieją? To przypadek, że co chwila widzę śmierć na własne oczy? Że chcą mnie zabić, aby zdobyć wyimaginowane profity, bo cóż człowiek prosty, taki jak ja mógłby mieć przy sobie? Odzienie? Żywność? To nie jest już Ziemia, gdzie żywność była potrzebna. Tutaj przedmioty mają inne zastosowania oraz inna jest hierarchia potrzeb. Pierwszą, najważniejszą potrzebą jest zaspokojenie tego dziwnego uczucia tęsknoty, które mnie, jak i każdego z tych, co tutaj trafili dręczy. Tego NIE DA SIĘ zaspokoić. W oczach Boga, pomimo że nie doświadczamy cierpień w poszczególnych kręgach, jesteśmy straceni. A wiecie dlaczego? A jak myślicie, co się stanie z Piekłem, gdy Apokalipsa nastanie, a czterej jeźdźcy apokalipsy wyruszą, zbierać śmiertelne żniwo? Co się stanie z nami, potępieńcami? Czy jest ktoś w stanie do cholery odpowiedzieć mi na to pytanie? Nie rób sobie nadziei, Jason. Znasz przecież odpowiedź. Ta katastrofa prawdopodobnie dla Otchłani będzie miała gorszy przebieg nawet niż na świecie doczesnym. Tamci mają przynajmniej jeszcze szansę odkupienia. Ty jesteś już na straconej pozycji. W końcu już umarłeś, niedawno, pamiętasz? Miałeś wypadek. I trafiłeś tutaj tylko dlatego, że miałeś nie ta wiarę co trzeba. Ale nawet jeżeli - to nie moja wina! Rodzice byli muzułmanami, mnie wychowali w tej wierze, co ja miałem wtedy do powiedzenia? Zresztą, potem im uwierzyłem, ufałem, "że Allah jest jeden jedyny, a jego panowanie jest wszechmocne i niepodzielne". No cóż, niestety, tutaj nie widzę nigdzie Allaha, ale za to spotkałem tylko kilka osób. I uwierzcie mi, ci co to czytacie - gorszego miejsca być nie mogło, gdzie świat pozbawiono Boga, a dano im swobodę. Że na Ziemi tak było? Tak, jednakże tam Ktoś na górze jednak pilnował porządku. Tutaj nie pilnuje nikt. Tutaj panuje samowolka, jeżeli będzie się uważnym to można być świadkiem dantejskich scen, jakie czasem mają tu miejsce. jeżeli nie - cóż,samemu będzie się ofiarą jednej z nich. Ale czy tutaj istnieje coś takiego jak Śmierć? Abbadon? Seth? Tu nie ma nikogo, kto by nadzorował, a żeby przetrwać w miarę bezboleśnie, trzeba umieć zadbać o siebie i swoja kryjówkę. Albo ciągle uciekać. Ewentualnie stać się na końcu jednym z "nich". Tych bezdusznych, co zapomnieli, w jakim świecie wcześniej żyli. Dla nich liczy się tylko zabijanie. Ciągła gra w kotka i myszkę, gdzie starają się być łowcami. Z czasem tracą ludzki wygląd, stają się tylko ciałem człowieka. Duszą zwierze. Ciągle ginące oraz polujące. W tym świecie istnieją jedynie odcienie czerni i bieli, a także bezkresna szarość. Oczywiście, są tutaj także dusze takie jak ja, które chcą zachować resztki społeczeństwa. Spotkałem taką jedną osobę. Szkoda tylko, że ona też zginęła na moich oczach. Sam jeszcze ani razu nie zginąłem, ale on mi opowiedział, że zabili go dwa razy. Za każdym razem przeżywał... nicość. Uczucie niemożliwe do opisania, jakby tam trwał wieki. A wracał w ułamku sekundy, gdzieś indziej na tym "przedsionku". A także on jako jedyny odpowiedział mi na najważniejsze pytanie. 

WITAMY W LIMBO