poniedziałek, 11 lutego 2013

Sextus

 Kilka dni szukałem czegoś do pisania, ponieważ tym co miałem, czyli ołówkiem, musiałem się bronić, przez co ten skończył jak skończył, czyli jako chwalebna broń ku uciesze widowni. A wiecie co się stało? Zostałem zaatakowany na klifie przez jakiegoś bandziora z tasakiem. Straciłem wtedy ołówek, ale w końcu mam broń. No i teraz drugie pisadło, które znalazłem. To było nieprawdopodobne szczęście, że znalazłem takie coś, ale to oznacza że ktoś ma niesamowitego pecha. Ja tam nie narzekam.
 Doszedłem do wniosku, że chyba musiałem umrzeć z ołówkiem w ręce, ponieważ go miałem, gdy tylko tutaj przybyłem. Chociaż to by mogło się nie trzymać kupy, bo skąd ten tasak miał tamten człowiek? Chyba że był kucharzem czy rzeźnikiem i zginął niefortunnie podczas pracy. Trafiła maczeta na kamień, cha cha cha.
No ale co się działo, gdy brałem udział w bezpiśmiennej banicji oprócz opowieści o zdobyciu tasaka? Na przykład choroba, jakaś paskudna, która mnie spotkała. Wiecie, temperatura, mroczki przed oczami, dreszcze, takie tam paskudztwo. Tyle dobrego że minęło po zaledwie, uwaga uwaga - tygodniu. Ach, jeszcze coś, rzecz, która mnie zaskoczyła. Mianowicie spotkałem ogień. Tak. Widziałem tutaj ogień w nocy, a jedyną różnicą od tego ognia na Ziemi jest to, że blask był biały. Taki jaśniejący punkt w odcieniach tutejszej rzeczywistości.
 Po raz pierwszy zabiłem człowieka, cholera. Co prawda spodziewałem się że do tego w przyszłości dojdzie, ale nie spodziewałbym się, że już będę mieć swój pierwszy raz za sobą. Cholerne komary. Wgryzają się w skórę jak jakieś niezaspokojone pijawki. No przecież wszyscy tutaj tylko na drugiego człowieka i nie człowieka czyhają, czyż nie? Cha! I jeszcze rzecz na koniec - liczyłem dni, ile już tu jestem, i wiecie co? Właśnie minął miesiąc od pierwszego wpisu do mojego notatnika. Nieprawdopodobne, jeszcze tylko cała wieczność do przeżycia i będzie w końcu spokój. Oby. Na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz